Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

Z przeciwnej strony, od której odwróciła się myśl wszelka, wpadł rozszalały pociąg i popędził dalej.
Ruchem woskowych lalek runęła gromada ku plantowi i przystanęła w ostygłym zygzaku pękniętej tafli marmuru.
Pociąg ratunkowy.
I powoli, co już dawno wżyło się w świadomość, znalazło stanowczy wyraz.
Bardzo zwyczajnie ktoś w głos wyrzekł: nieszczęście! Zrozumiano odrazu. Zrodziła się nużąca powszedniość. Pochylili głowy i każdy przyjął słowo na wargi. Każdy czuł, że musi go najść wielkie zmartwienie. Poddali się i nałożyli na twarze odpowiednie grymasy. Milczeli, gdy z dosłyszalnym szmerem pracowała wyobraźnia. Poczym popadli w znaną, znaną rozpacz. Nietoperz­‑widmo rzucił się na szyby latarni i, łopocąc skrzydłami, wbijał ćwieki lęku w gromadę, zapadającą w konieczność rozpacznym ruchem trumiennego wieka.
Spojrzałem na ornament, który się wykończał. Musiałem pilnie chwytać...
Zachybotali się i potoczyli, niby głaz, nogą pchnięty, po ostrym zboczu w bezdenną otchłań śmiertelnej grozy.
Byli, których usta się rozpętały. Z urzędu dochodziły jęki.
„Muszę mieć pewność, mam prawo żądać!“
„Czy kto zginął?...“ — Wszyscy zginęli?...“ — „Żyją, czy żyją?“
W zwartym półkolu przylgnęli do siebie i sta-