Nie mogę jednak nie myśleć o smutku i olśniewającej pustce, która mnie otacza.
Mój smutek — uboga tryzna w przestwornej, stęchłej świetlicy. I pajęczyny tyle zwisa z nad pułapu. Mój smutek — lśniąca tafla opuszczonej bulwarowej ławy, gdy czasu słoty błądzą po niej łkające migawki gazowych latarni. Czuły uśmiech nieszkodliwego idjotka do cudu wystawowych kwiatów. A pustka, ha! — pustka. W rodzinnego sygnetu pryzmacie łamie się, tysiąckrotnie łamie, w nieskończoność, którą już dostrzegam. Ale, wszak ostaje jeszcze pociecha, zimna, cicha, wymownych o północy szyb lustrzanych. I widzę cię, Medi, widzę wachlarz słodkich twoich główek. Pawiu, wierzaj mi przyjacielu, myślę o dziewczynce z plamką czerwoną na lewym policzku, a nie o mym smutku i pustce, która jest.
I już siedzimy w utulnym, przedmiejskim domku, wokół wywrotnego stołu i, milcząc, patrzymy na się nieprzyjaźnie. Matka twoja, twój ojciec i ja siedzimy, Medi najdroższa, zanim ty byłaś i imię twoje. Jak dawniej. Łoskotem spadającego nagle przedmiotu łamią ciszę słowa twego ojca. Przemawiał zawsze, gdy miał wychodzić. Więc nie zważałem, choć pamiętam. „Jeszcze rok jeden przetrwamy, Doro. Spróbujemy, by niepotrzebnie nie zawracać. Może się inaczej ułoży, może zrodzisz dziecię, którego pragnę. Czy pan uwierzy, że pragnę dziecięcia?“ Sławna twarz jego przyjęła uśmiech niewidomych.
Myśląc o pozorach w teraźniejszości, patrzyłem na panią Dorę, która nagłym skłonem sierpniowego
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.