Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

nie. — Od lat już czeka pan na chwilę korzystną, z góry przewidzianą. Czeka pan ze spokojem, z wyrachowaną pewnością? Czyż nie uważasz, że nadeszła? —
Jak wszystko dokładnie pamiętam, Medi, i dziwię się, boć już tyle lat dzieli mię od zdarzeń. Pamiętam, że mogłem przemówić i, zadając kłam słowom, które nie były istotne, obalić tak groźne rojenia. Pamiętam, że jednak milczałem, jak zawsze, dążąc świadomie do myślowej przekory wobec zdarzeń w życiu. Tak czyniąc, mogłem popełniać rozliczne błędy, które przedłużają skutki zdarzeń i gmatwają je ciekawie, niezwykle. W tym dostrzegałem urok, więc łatwo przyjąłem stały zwyczaj i przywiązałem się do niego niepotrzebnie.
(Wiernie spowiadam się tobie, ma biedna dziecino, bom jest wobec ciebie winny).
Więc wówczas, wówczas... kłamiąc milczenie, patrzyłem na wyzierające z poza ram werandy owoce brzoskwiń dojrzałych. Chwilę jeszcze trwał nieudolny zamysł, by zwalczyć narzuconą, uporną myśl kobiety. Niemym ruchem wskazałem na brzemię owoców i czas ich dojrzały. Pani Dora przeszła ku oknu i, napełniwszy wazę z niebieskiego kryształu narzucającemi się spojrzeniu owocami, tuż przy mnie ją ustawiła. A gdy, prześladując nadal myśl powziętą, wskazałem szczerb, na wardze wazy widoczny, przesunęła poduszkę wskazującego palca po nim, raniąc się dotkliwie. Poczym obojętnie ujęła w zakrwawione palce ciężki owoc i chciwie wysysała słodki miąższ wraz z krwią dobrowolnej rany.