Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

Wywołała u mnie podziw dla nieznanej rzeczy, gdyż nie chciałem szukać przyczyny, jak przypuszczałem, zbyt łatwej. Nie rozumiałem własnego podziwu, a wyczuwałem jedynie klęskę, oczekując jej z bierną trwogą.
Pani Dora szybko prawiła:
— Fryderyk zagroził mi dzisiaj, słyszał pan? Nie mogę nawet wyobrazić sobie, jakby to się mogło stać. Pan może nie wyczuwa całej jego władzy, jak ja muszę czuć. Przylgnęłam do niego, jak ciepła dłoń do stalowej płyty, czasu bezlitosnych mrozów. (Żachnąłem się mocno). Mróz wionie od niego, a jednak...
— Proszę pani, może bez przenośni lub nawet o czym innym...
— Muszę o nim i o próżni, która go gnębi.
— Więc? — pytałem szyderczo smutną twoją matkę. Chwyciła mię gwałtownie za rękę, tak jest, Medi, pamiętam doskonale, i wiodła przez amfiladę przyćmionych pokoi, naiwną dłonią błądząc rozpacznie po smutnej próżni. Ja zaś milczałem, wiem napewno, że milczałem, tylko może w oczach moich zaczaił się nieznaczny wyraz zrozumienia.
Przystanęliśmy w miejscu, gdzie potym spoczęła twoja kołyska, biedna moja Medi.
Dlaczego nie uderzysz w krzyk, pawiu? Dlaczego trzepoczesz piórami i w szept mojej spowiedzi bezlitośnie wplatasz grozę napomnienia?
Lecz teraz dobrze uważaj, Medi, wytężaj słuch, czujny pawiu. Rzecz ważną wam wyznam, rzecz