Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

u boku wycieńczonej matki. Jakże byłaś mi wówczas wstrętną, Medi, jak męczące twe istnienie! Prawidłowe niemowlę, obce, owiane senną zadumą nad nieznanym bytem, z którego zostało wywołane. Pani Dora przylgnęła do ciebie ustami celebrującej kapłanki, a całkiem niepotrzebnie starała się dłoń moją uścisnąć. Czekałem, gdy rozewrzesz oczęta. Spojrzałaś. Wzrok twój pośpieszył ku mnie i wyczytałem w nim zwykły wstyd. Jest czasem taki w kielichach kwiatów, gdy rozkwitają nad rankiem. Więc, nie rozumiejąc, w głos zapytałem: dlaczego? A pani Dora, nie mogąc mówić, poczęła ronić łzy, co było nudne. Wyjąłem z kieszeni srebrne dzwoneczki, w przygotowaniach zdawna zakupione, i jąłem grać. Lecz matka twoja, źle pojąwszy, wyrwała mi je z ręki i cisnęła o dywan. Poszedłem do piastunki, by mi opowiedziała „całą historję“, i nie troszczyłem się o was.
Gdy zachorowałaś niebawem, uwierzyłem, że było konieczne, gdyż zwyczajnym zajęciem niemowląt jest krzykliwe chorzenie. Czuwałem jednak, wuczając się mozolnie w obowiązek poznania ciebie, malutka. Mogłem tylko z trudem, gdyż alkowa duszna była i senna, a piastunka fujarkowe zawodziła dumki, matka zaś twoja głupio szeptała pacierze.
Była noc, kiedy lekarz zadał ci sen spokojny i ja samotny ostałem przy twojej kołysce. Leniwym giestem zdziecinniałego starca opędzałem konieczne, rojne dumania. Patrząc w uśpione twe lice, starałem się marzyć o obcych rzeczach, boleśnie jednak