Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

poważny, zapewne skutek epidemji. Ale na lewej twarzyczce niewyjaśnione zaczerwienienie. Najprawdopodobniej znamię, które już zostanie“. Odrazu wspomniałem na straszliwą scenę i wiedziałem, skąd pochodzi plamka. Rozumiałem, że oglądając ją dzień w dzień, sam jeden zachowam tajemnicę, która trapić mię będzie i szklanym napawać lękiem.
Przez czas pragnąłem nawet, byś mię zwolniła od grozy patrzenia i strasznego wspominania rzeczy niewyjaśnionych. Pragnąłem, byś uległa trawiącej chorobie. Cóż, kiedy pozostał sztylecik, jak dawniej w aksamit oprawny i cudnie błyszczący, tylko już groźny teraz i wymowny przez wypadek, w który został wtrącony. Cisnąłem go wprawdzie między rupiecie za stary kominek, ale nie mogłem zapomnieć, że on tam właśnie spoczywa. I biały kożuch zawisł na wieszadle, cenny, ukradziony kożuch. Miałem więc wciąż ze sobą niemych świadków dwoje, od których nijak mi było się uwolnić.
Myślałem nawet, by się komu zwierzyć. Bez wyboru, jedynie dla pozoru ulgi. Była blizka sposobność: pan Fryderyk. Zauważyłem jednak, że jest bardzo chmurny. Gwałtownie ujął mię pod ramię i wciągnął w głąb swojej pracowni. Tu wyjął księgę ważnych zapisów i pod datą dnia znanego wpisywał czerwonym ołówkiem, w głos wypowiadając:
„W dniu dzisiejszym zauważyłem niespodziewanie czerwoną plamkę na lewym policzku mej córeczki, zrodzonej z doskonale pięknej mej małżonki, Dory. Plamka ta, to stygmat, który mówi, że doskonałość fizyczna jest wysiłkiem przyrody, niezdol-