Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

żył dwór, by każdy w lustrzanym odbiciu mógł dojrzeć siebie kilkakrotnie, po raz ostatni.
Otoczyli mię zewsząd, żądając spodziewanych wyjaśnień. Nagle usłyszałem przeraźliwy twój okrzyk: wawi! Właśnie wysiadałaś z lektyki, a ku tobie podchodziła w tanecznych podskokach figlarna pani Dora, która się wymknęła niebacznej dozorczyni. Nikt nie zagrodził jej drogi. Wszyscy osłupieli. Szła więc swobodnie, cała w wymalowanych czerwonych cętkach na licu i rękach, w szkarłatnych łachmanach, półnaga. We włosy wesoło wpięła różę purpurową. Wskazujący palec prawej ręki wysunęła przed siebie i zmierzała wprost do twej twarzyczki. Zalotnie dotknęła się czerwonej plamki i, zachichotawszy dziko, w szerokich pląsach ze sali wypadła.
Szybko się stało, nie mogłem przeszkodzić. Urągała ci matka twoja, urągała zawzięcie. Rozszerzonemi źrenicami spojrzałaś w wielkie zwierciadło i, starczo posępniejąc, przykryłaś rączką znamię. Dwór milczał. Chwilę trwałaś w twardej zadumie, poczym, zerwawszy koronę z główki, cisnęłaś ją nam pod nogi, że się potoczyła z nieznośnym brzękiem gdzieś nieskończenie daleko.
Pozostałaś zamyślona, bez płaczu.
Nie czekali na ucztę. We wszystkich wstąpiła widoczna obawa. Ciskali gwałtownie w kąty pancerze, peruki, aksamity, szkarłaty. Uchodzili.
A mnie chwyciło również przerażenie i błąkałem się po pustych salach, nie mając odwagi wejść do twej sypialni, by spojrzeć na ciebie, lub spytać, co się z tobą dzieje.