być tylko pozorem, jak wiele innych majaków, co się chętnie oczom jego zjawiały. Smutnie zamożną stała się myśl jego przez bolesną z nabywcą ziemi rozprawę. Ale jak ją wykorzystać, — nie dla drugich, — niechaj dalej, jako ćmy się rozbijają, — ale dla siebie, dla ratunku swego? Czyż wysoką świadomość w grób bezużytecznie poniesie?
Rzewnie zapłakał. Łzy były gorejące rozpaczą, gdyby małe, płomienne bańki nowopowstających światów, którym jednak w żółwią skorupę zastygnąć przyjdzie przez czas młodzieńczych, zawadjackich lotów.
Oparł głowę o zimny złom skały, łagodząc piekący żal. Poczym z wapiennych zwałów wystawił krzyż biały nieustającej tęsknoty i, spocząwszy pod nim, swobodnie rozmyślał nad losem niezapełnionych cmentarzy. A gdzieś we własnej jego głębi padł niewypowiedziany wyrok, powołujący pana Pichonia na doczesne trwanie wśród szczytów. Na znak, że dosłyszał i uznaje, lekkomyślnie począł strugać palicę, nieodzowną pomoc przy karkołomnym z wyżyn powrocie. Lecą drzazgi i wióry ze słodkim szelestem. Do niego przysiadła się urocza, swobodna beztroska. Mdli nudna rozkosz nieznanej pieszczoty. Przymknął powieki. Palica ma jednak niedostrzeżone guzy i sęki. Dlatego jest w niej prostota i zaciekłość uparta. A pan Pichoń struga odważnie, wziął rozmach silny, wbił ostrze noża w drzewo oporne i przytym zbytnio się przechylił. Tak bardzo, że go nie mogła własna utrzymać wyżyna i runął wzdłuż wdowiej ściany skalistego zbo-
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.