Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

warkoczyki w jaskółcze gniazdo na środku główki okrąglutkiej. Musiał się zdumiewać pan Pichoń, że dotąd wdówką pozostawała niewiasta tak powabna. Z hałaśliwym łaskotaniem tętnic właził w niego niezgrabny, powolny zachwyt. Odchrząknąwszy, przechylił się przez ramię obojętnie milczącej i najwdzięczniej prosił:
— Czy można pocałować?
— Co takiego? — niezbyt uprzejmie pisnęła gospodyni, tkwiąc stale spojrzeniem w zwierciadle.
Pan Pichoń mlasnął ustami brodawkę, za co srogą otrzymał naganę. Gospodyni wyjątkowo była nieusposobiona i gromiła żart niesmaczny głośno, ale klekotliwie, gdyż słowa dziwnie jej lepły już w jamie ustnej.
— Proszę sobie nie pozwalać! Jeszcze co! Patrzcie, do mnie się zabiera. Szuruj lepiej na górę.
— Kiedy mi się właśnie Honorcia ogromnie podoba. Naprawdę. Oglądałem tylko z tyłu wprawdzie, a już mogę powiedzieć, że jestem zakochany. A to najważniejsze.
— Także coś!
— Pani Honorcia coś bardzo gniewna, przykrość miała, czy tak?
Tymczasem skończyła się staranna fryzura. Stroskana kobiecina wzięła z toalety połyskującą, kauczukową szczękę i z westchnieniem wtłoczyła ją w szerokie usta. Poczym z głupim wdziękiem zwróciła uwiędłe fijołki podmalowanych oczu na uprzejmego kawalera, a z rozpękniętych jej sinych warg wyskoczył płaczliwy uśmieszek i, przebiegając archi-