Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

wymiarkować, gdzie też w przybliżeniu może się ukrywać ziemia obiecana.
Ściągał potwornie grube atlasy, na podłodze izby mieszkalnej z ogromnym rulonem się rozkładał i awanturnicze odbywał podróże naokoło świata. Raczkując w bieliźnie po zwrotnikach i biegunach, czerwonym rylcem kreślił domniemane kierunki. Ślęczenie swe niejednokrotnie uwieńczał odkryciem. Z nieoznaczonych bezmiarów wyskakiwał przed nim ląd, fata­‑morgana, tu i tam. Wówczas z rozkosznym fikaniem wyrzucał nóżki w powietrze i przypadał twarzą do przylądków dobrej nadziei z radosnym gęganiem. Wilżył piasek wybrzeży w zapamiętałym całowaniu, przyszpilając pocałunki błękitnemi chorągiewkami dla zapamiętania. Gdy już wesoło powiewały, mógł się zagłębiać w mistykę trójbarwnej książeczki, w długie kolumny cyfr maczkowanych, które czasy odjazdów naznaczały. Miał już godziny i minuty umiłowane.
Musiały jednak mimo wszystko zachodzić pewne wątpliwości, gdyż często wybiegał pod studnię, na naradę. Tutaj wyzywał swoich zbawców do wynurzeń śmiałych.
— Słuchajcie, panowie — zapewniał — ja już niby tak, jakgdybym wszystko wiedział. Poco zwlekać? Moglibyście już raz coś stanowczego ze siebie wydusić. Wezmę babę i ruszę. Słówko tylko piśnijcie, a ruszę. Zabiorę trochę służby i jakie zwierzęta, by się mnożyć mogły pokolenia. Honorcia sporządzi dzieciaka, prędzej, czy później. Będzie chłopak i dziewczyna będzie. Albo pożenimy brata