Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/10

Ta strona została przepisana.

— Ingleze! Ingleze!
Wielkie słońce toledańskie rozdziawiło swoje dumne ślepia, posypując rdzawym proszkiem nadwieczomych blasków bruk kamienisty, zmarniały od niewolniczego stąpania wciąż powrotnych stuleci.
Zatrzymały go przez chwilę napastliwe duszności. Na krztuszącego się spadł grad dobrze wycelowanych pocisków: skórki pomarańczowe, okrągłe owoce oliwek, zbrudzone listki sałaty.
Przemówił do gawiedzi w niezrozumiałym języku:
— Nie myślcie, moi kochani, iż koniecznie trzeba wrzeszczeć nie wiedząc, czego się chce od siebie samego! Można w tym wypadku tak samo milczeć, jak wówczas, kiedy wie się, czego chcieć! Wiem ja na przykład, czego domagam się od mej własnej persony, ale gdyby zaszedł wypadek wręcz przeciwny, wątpię, czy zdobyłbym się na rozgłos uliczny. Jeżeli jednak sądzicie, że przy pomocy donośnych, a raczej nieznośnych okrzyków zdołacie zgłębić, czego chcecie odemnie lub zgoła dociec, czego ja chcę od was, proszę... bez wszelkich ograniczeń folgujcie nadal rozprężonym gardziołkom!
Stropili się niezrozumiałością wprost wyzywającą. Zdążył przybłęda wyzyskać moment osłupienia i dopadłszy Café-Restaurant „Vienna“, pod kremowym parasolem ogródkowego stolika przykucnął.
— Proszę zawołać senora Jacinto! — uprzejmie zażądał.
Z szeregu bladoniebieskich fraków i ciemnopą-