będą gotowi. Okres nicości i spełnienie jego zbliża nas do nich. Oni nadejdą, a każdy z kobiałką już pełną „czegoś“. Stąd niech pojmie rabbi, że nietylko płonne, ale i zgubne odrywanie oczu od wspaniałego widoku, „niczego“. Niech pozdrowioną będzie mądrość jego!
— A ci tam na dole, którzy nic nie widzą i nic nie mogą dowiedzieć się z tego, co jest na scenie, poco oni stoją i jak długo jeszcze tak wystawać będą?
— Oni się oswoją z poznaniem niczego. Czas jest potrzebny i tresura wzroku. Nic kiedyś ujrzą, a wówczas zaćmienie życiowej pustoty i napełnienie nadejdzie oddechu przez zrozumienie myśli niewidomych. I bliższe będzie zbawienie na ziemi...
— Zabiorę do głowy, co z sobą przyniosłem i co pochwycić mogłem tutaj trochę i pójdę do domu.
— Ty do Jehuwy, ja do Ałłaha, każdy w swoją drogę. A przy atletach zostanie reporter. Ten wytrwa, o wytrwa do samego końca i fałszów napłodzi, które spienięży za cenę prawdy sprytnie zabłaźnionej. Najchętniej z klatki kopertęby wykradł i stał się zwycięscą, gdyby nie ta kobra. Czas nam uciekać, by z moralnego pismaków zakonu ktoś nas nie dostrzegł i rewelacji patr-idjotycznej, obowiązkowej, nie spreparował. Chętnie zabiorę cię z pośród tłoku nieznacznym sposobem, lecz derwiszowi nie odmów jałmużny i do mej kasch-kûl (miseczki nadobnej) skromny wrzuć datek.
— Fuj! Niby pan fakir, a taki żebrak. Ja sam nic nie mam. Ledwie kilka rubli i nieco dolarów.
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/129
Ta strona została przepisana.