dozorców i rzemieślników sprowadził sobie własnych. Trudno mu uczynić jaki zarzut z tego.
Dziś Posada de la Sangre to prawdziwe cacko. Wierzyć się nie chce, że arcydzieło wskrzeszone zostało w przeciągu dwóch czy trzech miesięcy. Naszym zwyczajem lataby całe ta budowa trwała. I pjetyzmowi narodowemu też zadość się stało, albowiem u samego wejścia wmurowano napis:
Nieco zaś niżej i już mniej czytelny włączono dodatek:
Cudaczny ten frazes odpowiada w zupełności dziwacznym właściwościom umysłowej organizacji odnowiciela Posady. Wyraziły się one najdobitniej w rodzaju przedsiębiorstwa, jakie amerykanin w tym domku założył. Oto na wysokości pierwszego piętra z daleka uderza w oczy ogromna wstęga elektrycznych lampek, z których litery barwne ułożono wiążąc je w słowa: