ległej kotary aksamit, pokorny, obleśny, dwa padły światełka, okrągłe, ciekawe i jak płomyk chwiejne.
Płyną po ślizgiej zasłony przestrzeni i porywają całe twe spojrzenie. Czasem przystaną u góry lub z boku, lecz na tym postoju już nie oderwiesz od nich twego wzroku. To Hermesa oczy, które myśl twoją prowadzą, uwodzą i na właściwe wtrącają koleje.
Myśl samotnieje, od zbytecznego i bałamutnego odrywa się tłoku. Chodzić się uczy po niebie, po ziemi. Klimatu szuka, gdzie może poorze i trochę zasieje. Jest zawsze z sobą. Słucha monologu swego własnego. Wiedzą niewiedzy posila się, grzeje. Nad każdą przeszkodą wspina się do skoku. Przed siebie dąży, chce czegoś. Hermes ma upór pielgrzyma w oku. Wiesz co już i kiedy i jak i którędy!... Światełka migocą, a bóstwo przewodzi. W mózgu człowieka powoli świta: jutrzenka — inwencja!
Myśl się oswoiła z twórczą swoją dolą, więc ją z żywiołem, z temperamentem należy sprzęgnąć, zanim zacznie działać. Temu przeznaczeniu służy:
Słyszę objaśnienia:
— Spi żywioł w człowieku. Wązką płynie strugą pod skórą po żyłach. Trzeba go budzić, sztucznie nawoływać, a następnie siepać. Wchłaniać, wdychiwać musi człowiek często podnietę dla zmysłów. Gdy