i pod siebie brzydzi. Jaki do kogo może mieć aprens?[1]. Do wszystkich o wszystko, z wyjątkiem kliki, choćby najmarniejszej, byle dała żarcie. Śmierdziel moralista, pucer obyczajów, naprawiacz skarbu, naganiacz skandalów, lustrator kanałów, prowokator fałszów, rewelatorski pieniacz-epileptyk czyli histeryk nader animuszny wszechaktualności. Tak myślę sobie, choć w oczach mi ciemno i nozdrza wciąż puchną. Milczy mój towarzysz. Więc zapytuję: — Panie, jaką drzazgę reprezentuje ta klatka ostatnia? — Przepraszam najmocniej, odpowiedź wypadnie najbardziej ogólnie, bez żadnych aluzij — zaznacza gospodarz. — Mamy do czynienia z klasycznym okazem na służbie publicznej. Przyznać musi każdy, że mi się udał ten rozkoszny panicz, ten arcygówniarz, czy niewyświęcony, jeśli chcemy grzeczniej, niby arcykapłan potrzebami tłuszczy nadzianej opinji. Wybaczyć proszę: To publicysta... z szkoły powojennej...
Zaoniemiałem. Chciałem w pierwszej chwili szukać satysfakcji. Lecz pamiętałem o obowiązku wobec sal następnych. Zaznaczyłem tylko bardzo uroczyście, że nieoczekiwanie kiedyś się pomszczę.
Gdyśmy opuszczali tę menażerję ośmieszonych zalet, na których spoczywa nasz ustrój społeczny, wypadły z krzaków wrzeszczące dwa hufce zmitrężonych ptaków. Na żółtych malwach przy budce śmierdziela grzecznie usiadły i wcale wyraźną kłó-
- ↑ Pretensja.