Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/225

Ta strona została przepisana.

W dyrekcyjnej loży sam autor baletu, Podrygałow, siedzi. Na palmy wyżynach spojrzenie uwiesił. Nos długi, zadarty szuka firmamentu. Zielonkawe lica, w ostrołukach zmarszczków, wyjawiają zdala ciekawość studencką. Wśród plisów skóry przy ustach upiętych wylękniony uśmiech nieznacznie przykucnął. Stożkowej łepety włosienne poszycie jest barwy słomianej i dźwiga w pośrodku udeptany przedział. Króciutki, pluszowy żakiecik do stanu wystawia na pokaz kibić wprost kobiecą. Z poza wycięcia nudnej kamizelki, sarniej, pikowej, rozmachany fular, barwy granatowej z kremowemi centki, powiewa czupurnie i fantazyjnie. Jelenie nogi słynnego tancmistrza są utajone w głębi szarawarów, głośno petitowych, karnie sprasowanych. Meszty balowe, lakierowane, z pomponikami na spiczastym grzbiecie, zalotnie muskają jedwabne pończoszki.
Tuż przy nim się biedzi w mizernej, taftowej, bławatnej sukience piastunka dzieci od lat zwyż piętnastu: Prakseda Bakcyl. Na Ukrainie w Żmerynce zrodzona, zwrotniczego córka. Losy zagnały dziewczynę na służbę do miasta Kijowa. Wyhołubiła Podrygałowowi dwanaścioro dzieci, jego cztery żony pod rząd pochowała. Dziś, nie wie czemu, każdą z nich wspomina.

Wspominki niani Praksedy o umiłowanym czarcie
i o czterech żonkach jego.

„...Oj! niebyle ziółka, całkowicie gorzkie, niby centurja, dla Praksedy były te ślubne Igora, ko-