chane śliczności. Same pogańskie, kruche porcenelki[1], same jaszczurki chłodne, oślizgłe a sepleniące cudackim jazgotem. Ćwir‑ćwir cały dzień Boży. W każdym kącie: bęc i taka paniusia już leży i wzdycha, czas drogi wałkoni. Wciąż dąsa się, finfa i nudnie dziamoli[2]. Bez zmiłowania pięć razy na dobę pomstuje o wannę. Niczego sobie nigdy nie żałuje. Koronki, bombonki, pończoszki, olejki, loczki, breloczki, puderki, pińczerki, pajac pod kołdrą, za gorsetem myszka z obciętym ogonkiem. Tryle godzinami. La‑la‑la radosne, a nikt nie wynypie, skąd idzie wesołość i po jakie licho. Wieczorem fikanie cienkiemi nogami po glansowanej posadzce salonu, bezwstydne, układne. O północy zato rżnie na umór w karty, zapewne z gachami, lub wiedzie rozhowor z zamówionymi poprzednio duchami. A zbarłożonych[3] fatałachów wszędy kopice, stogi, wyrośnięte sterty. Gdy przyjdzie napęcznieć i biedne stworzonko w żywocie wykockać[4], już taka paniusia zaraz się burdasi[5], o coniebądź siepie, sierdzi, klątwuje i wymyśla cięgiem. Nijakiej czułości, żadnego modlenia, nigdy ani troszkę. Więc nie dziwota, że Igor chłopisko czmycha do szynku, w miasto na rozpustę. Prakseda natomiast, co wieczór, przykładnie, dobra-
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/226
Ta strona została przepisana.