chciała. Dlatego butwieje zapuszczony czerep na pokornym karku. Stąd powrót w niewolę, choć założeniem było wyzwolenie na rozkaz aniołów, a raczej może za podszeptem czarta. Utopij społecznych, liberalizmów, socjaldemokracij, zmechanizowanych, gromadnych rozczuleń skoczny wodewil, zwykła tragifarsa.
Tu się nachyla ku wiernej Praksedzie i wyznanie czyni:
— Dla was, Bakcylówno, jest przedstawienie ukraińskich tańców, abyście wspomnieli dnieprowych futorów skoczne weseliska, to rzępolenie basetli, gitary, to tupotanie parobczaków płowych, te gzy, chichoty dziewek zadychanych i popijanie brandziuchy[1] wioskowej. A potem drapoty[2] starszyzny zalanej, mołojców pranie samemi grabiami czy kłonicami. W końcu czmychanie rozmiłowanych czym duch[3] we dwoje, pomiędzy mgiełki nowiem wycukrzone, na dno parowów. Tam rozbuchanie i całowanie i obłapianie, jamry[4], piskanie, dąsy, nawroty. Od sioła z oddali rozwałęsanych psiaków haukanie. I znów bezhamulne[5] w burzany wpadanie, po obnażonych pośladach klepanie, ciągoty, parnota, łaskotne sromy, rozkoszne dławienie, aż‑aż po ćmaku[6] wiel-