— Czy aby twórcze? Może dla wygody i dla samej mody?
— Opracowany system jest wspólny. Przyjaźń skojarzyła mię z Havemeyerem, a zapoczątkował stosunek wzajemny korzystny dla obu: handlowy interes. Do Boga mojego ja zaś doszedłem przez ciała udrękę i długoletni życiowy wysiłek.
— Ojciec‑świętoszek Havemeyerowi swojego Boga odstąpił czy sprzedał?
— Ni jedno, ni drugie. Przyjaciel‑miljander poznał mego Boga, oglądał dokładnie, próbował, oceniał, nawet usiłował zbliżyć się do Niego, a w końcu sam z siebie, bez wpływu żadnego, poprawił Go nieco i ustatkował.
— Wyciągam więc wniosek, że mój konkurent i zaproszony Orgaza kreator przyjął twego Boga, ale swojego w sobie nie wykrzesał.
— O tyle, o ile. On się oswoił z nagłą potrzebą uznania de iure oraz zgłębienia tego wszystkiego, czego mózg ludzki dotąd nie rozpoznał i najprawdopodobniej nie rychło rozpozna. A do ukochania i ubóstwienia tej mocy zakrytej i niespożytej, do odnalezienia jej miejsca pobytu w zagłębiu nas samych... krok tylko już jeden...
— Obawiam się jednak, że właśnie w tym celu salto mortale konieczne jest nieraz — zjadliwie ćwierknął dancingowy butrym[1], paluszki na brzuszku w kołowrotek puścił i niby czerwiat-
- ↑ Ociężalec.