ja widniała na własne oczy już niejednego bisnowatego[1], zdarnego chłopa. I dalszy dumam: czort dla muzyka i dla wszelkiej baby najbliższy, najlepszy. Kużdy ma łatwy przystęp do niego. Do Boga daleko i nijak się dopchać, a krążyć trzeba po wybielonej, cesarskiej szosie. Do czarta zaś można pójść sobie na przełaj, przez koniczynę, pomiędzy owsy... — trajkoce Prakseda zatrutym szeptem.
— W tej waszej Rosji czy Ukrainie nie trudno panować. Raz dobrze nastraszyć, nic nie wyjaśniać, wszystkiego żądać, biczować, katować, nie ofiarować słowa dobrego, a już wystarczy, by carem zostać lub samym djabłem — Onczidaradhe twierdzi wyniośle.
— Lubczyk trzeba zadać na zakochanie uparte, nieznośne i cud wielki zdziałać, by wszystko jak duzie zechciało harować na własną nędzę.
— Ona tak prawi, jak rozgadana czupirnata[2] kurka, co drzewiankę[3] skubie i w głupiej rozpaczy puste znosi jajka — szydzi Podrygałow.
— Szaleju za dużo u siebie macie, naciąga nim ziarno i całe myślenie przystojne rozmamla — wyrokuje saddhus.
— Wy uświęcone niby to styrczydło[4], wy wszystko wiecie, a wierzyć nie chcecie, że ja znam czarta, że on między nami tuż obok was siedzi? Pra-