kseda panoczku nie mówi bluzieństwa[1], omanić[2] nie umie. Ja wam pokażu naszoho czorta...
Porwała się z krzesła i jak dziwożona w guślarskim obłędzie za skórę lamparcią ciągnęła starca w pobliże Igora. Baletmistrz jednak ubiegł ceremoniał, dziewczynę zgrabnie pochwycił za rękę i z miejsca osadził. Skurczona, zmarniała, wpuściła głowę w zgarbione ramiona, niby wyczubiona przez koguta kwoczka i przykucnęła na czarnej zadumy rozkiwanym bancie.
Podrygałow czule zawziętość jej chłodzi.
— Praksiu moja miła, czyś ty zakupiła dla Wanji serdelki? Chłopczyna tak lubi te krótkie kiełbaski i jeść nie zechce salcesonu z cukrem.
Przebrzmiały juhasów piskania jastrzębie, scichły tupania, stężały hołubce. Trzeszczy wciąż sala zachwytem, radością. Kompozytorowi i wykonawcom spreparowano kwiecistą owację.
Jacinto przynosi dwa gumowe kółka metalowymi sczepione łańcuszki. Po krótkiej wymianie poufałych szeptów z Onczridaradhe, na balustradzie loży dyrektorskiej nikomu nieznany utwierdza przyrząd. Krótki ten zabieg porusza zebranie i mrowi domysły.
Yetmeyera dławi ponura duchota[3]. Dotąd on nie wie, co z Orgazem będzie i czy Havemeyer ter-