Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/257

Ta strona została przepisana.

dra. Nogi rozkraczone. Kibicią chyboce. W pęcinach przysiadła. Jest ladacznica zaników wzorowa, w której się czai czystości królowa. Wyuzdany kaprys cnotliwych nawiedzin gotowy do skoku. Opadły listki dziewiczego łona, spachniało pąkowie. Wiotka została i chwiejna łodyżka, a w niej sam już taniec... Tu oprzytomniałem i odesłałem me pożądanie jakąś boczną drogą. Wtedy balet powstał. Miłosną klęską pożywiłem rozum. Zaraz pomyślałem: niech Ewarysta na sam początek zatańczy siebie, tajemnicę swoją. I zmatowiałym, znudzonym głosem, zacząłem jej prawić, co trzeba zdziałać, by swoją przyrodę mógł powołany zatańczyć człowiek tak właśnie, jak ona, silnie obdarzony gestów zasobem i najuczciwszym, rytmicznym żywiołem. W każdem ludzikiem wnętrzu są przeciwieństwa, które z sobą walczą i życia właściwą stanowią urodę. Zdarza się jednak, że dwie siły wrogie są sobie równe i zmódz się nie mogą. Wtedy stworzenie na miejscu wiruje, ma w duszy młynek i tylko przez taniec objawia się drugim. Sztuki jest rzeczą, boskiej czy djabelskiej, pierwiastki przeciwne wygmerać trafnie, a potem krzyżować, na przekór łączyć lub swobodnie judzić. Artysta dojść musi do swego wyrazu nieomylnego, bezwzględnie własnego, inaczej zagubi myśli nieśmiertelność wśród znikomości doczesnych natłoku.
— To słuchać lubię, to jest mój postulat: konieczność wyrazu! — opiekun dziejów radośnie miarkuje.
— Więc Ewarysta. Co tu dużo kręcić! Przyro-