dzony problem przedstawia się prosto: w ciele rozwydrzonem, w dziewiczych tęsknot rozpustnym kielichu, cnota pasożyt, cnota nowotwór, niby uparta zasiadła biedronka. Jedność dziewczyny jest rozdwojona. Powstaje kłótnia. Morał zaszczepiony przewagi szuka nad pędem instynktu. Proszę spróbować i podsycać walkę, a z zawziętości nieposkromionej i z braku zwycięstwa urodzi się obłęd, kształtu pozbawiony. Lecz można przeciwność również ułagodzić i dziwność rozpętać. Tu miejsce na taniec jako dzieło twórcze. Sobie z swojej męki zabawę stworzyć i przy sposobności zaniepokoić natrętnych bliźnich, oto sens najgłębszy jest artystycznych, szlachetnych widowisk. W taniec, Ewarysto! Najwięcej wdzięku nabędzie cnota, gdy się z rozpustą swą własną pojedna. Taką niemożliwość należy tańcować. Dowód trzeba złożyć, że nie są pląsy przejawem instynktu, lecz zrozumieniem samego siebie, swej świadomości porodem uroczym, zgrabnym i zwinnym. Tak powstał mój balet.
— A ja wam każu, co dziuba[1] jest chytra i co chapanie urządza sobie na Podrygałowa... — stęka Prakseda, groźnie nastroszona.
— Obawiam się bardzo, że jednak tak nie jest. Czułbym się niemal że uszczęśliwiony, gdyby tak można przed wystawieniem Wesela Orgaza dziewicy popędy nieco pomącić i zbakierować, by przed skupieniem tych namiętności na beznadziejnym i obcym
- ↑ Dziewczyna.