kome i zaślinione. Mordy wykrzywione skurczem półuśmieszków. Ślepia wytrzeszczone, lubieżnego śluzu polewą omglone.
Ucieka cnota w głąb hardego wzroku. Dziewicza postać tężeje i krzepnie, w kobiecy posąg wyrasta, dojrzewa. Zewsząd niewinność z pomocą śpieszy. U stóp nieskalanych walczącej dziewicy podwójny szpaler dziecinnych irysów, liljowo‑kremowych kiełkuje, zakwita. Z pod natchnionych powiek posiała cnota przerażenia ciszę. Przed rozpustą ciała chroni się pannica. Na oczach widzów przeistoczenia ona dokonywa i w mumię weszła. Z Crepe‑de‑Chine zwoje są powłóczyste i otulają cnotliwe widmo, odpływające z widowni powoli, wirowym ruchem, jednak posmutnionym i napół sennym. Głupio się gapią nadzy rozpustnicy. Gnają za zjawą umykającą. Na scenie zostały: głodne milczenie ciżby ujarzmionej i rozpachnione, przeczyste lelije, (Wśród tych ostatnich Podrygałowa dziewczynki rej wodzą).
Zmiana przychodzi, nowa ewolucja. Cnota‑matador w czarnych aksamitach i z krótkim warkoczem. Rozprawi się z bykiem, z umiłowaną rozpusty podnietą.
Kroczy namaszczona, gnie złotą szpadę i chustą czerwoną ptaszę serca chroni. Golasów zgraja wciąż byka szczuje, w takt przytupuje bosemi nogami i wciąż głośno ryczy. Na kolana padły i więdną irysy. Byk się namyśla, przytem kołysze. Krwią zachodzą ślepia. Wali ogonem. (Mechanizm jest świetny).
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/263
Ta strona została przepisana.