nienie bębnów na stracenie, jak katakumbowe pierwszych chrześcijan szlochy, jak wód wiosennych złowróżbne dudnienie.
Wskrzeszone łzami Ewarysty — cnoty dźwignęły irysy dziewicze gardziołki i połykając ciekawości ślinkę, wytknęły na świat swe perkate noski.
Pojednała się cnota z rozpustą.
Zabronione brawa, o czem uprzedzono zachwyconych gości. Scena ociemniała. Dancing się wyludnia. Gdzieniegdzie po kątach pijący samotnie. Saddhus się wymodlił, przy pomocy drąga przybiera ponownie najzwyklejszą pozę. Podbiega Yetmeyer.
— Zapytać mi wolno, o czem ojciec myślał?
— Rozważałem wszystko. Do wniosku doszedłem...
— W sprawie dancinga?
— W przedmiocie głównym: że walka zbyteczna czyli niekonieczna z jakimkolwiek wrogiem. Można co najwyżej z prostej swojej drogi wroga kijem przegnać, lecz nigdy zabijać. Kto podstępnie wzywa do siebie wroga i podły zamach przeciw niemu knuje, ten tryumf niweczy własnej, twórczej myśli. Myśl swoją samemu należy wypełnić, samym sobą nakryć albo drugim oddać, lecz bez szemrania. Jeśli pomysł chroma, jeśli człowiek obcy do urzeczywistnienia czy wyświetlenia jest nieodzowny —