W apartamentach gościnnych dancinga, w palisandrowej, zacisznej pracowni, kardynał okrutnik, Don Fernando Nino, na sztaludze stoi. Nic sam się nie zmienił i jego pozy również nie zmieniono. Zdawać mu siłę może, że wciąż jest w New‑Yorku. Pod rozwidnionem bezlitośnie czołem, bez skromnej zmarszczki czy bolesnej chmurki, myśli wyziębione i niezawodne upornie snuje. Jest mu obojętne, gdzie, kiedy przebywa, u kogo i w jakim celu. Wierzy w zmartwychwstanie potęgi papieskiej, powołania czeka do władzy świeckiej i na tę chwilę pomaga Bogu świat przysposobić. Więc intryguje maską okrucieństwa, jak tylko umie, tych nielicznych śmiałków, których Havemeyer pod wzrok mu podsuwa.
Zbałamucił właśnie pańskiego pieszczocha, angorskiego kota, księcia Omara. Młodziutki potomek wysokiego rodu cały jest wtulony w okiści puchów barwy stalowej, z pawim odcieniem. Mądre znużenie połyskuje wzgardą z oczu bursztynowych. Nie-
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/275
Ta strona została skorygowana.
Djalog książęco‑kociej mości z portretem okrutnika: o nudzie żywota i o demokracji.