Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/288

Ta strona została przepisana.

Kardynał złowieszczo z poza okularów na intruza łypnął. Omar czemprędzej z ramienia się zśliznął, pod pachę płaszcza kąpielowego czworograniasty swój łebek wtulił i na znak przejęcia się groźną sensacją, zamaszyście kitą w powietrzu wywija.
Zębami dzwoni cudna Ewarysta.
— Od kiedy? Przez kogo? Pod licznym nadzorem, zresztą nieszkodliwe, są dzikie bestyje!
— Swobodnie krąży krwiożerczy tygrys!
— Nic nie rozumiem, słowa nie pojmuję. Lękiem mię smagasz do nieprzytomności...
— Mów ciszej i dowiedz się wreszcie. Yetmeyer w Orgazie pułapkę szykuje bohaterowi swej pantomimy.
— Ukochanemu małżonkowi memu! Ojciec jest święty, więc zbałamucony, zaświatów potwory dostrzega na ziemi.
— Cichaj, dobre dziewczę. O śmierć czy życie mężusia twego walkę podejmiemy. Dopomódz czy zechcesz?
— Wszystko uczynię. Czego ci potrzeba?
— Z Havemeyerem połącz się dziś jeszcze. Jeśli go kochasz, zostań żoną jego przed poślubieniem.
— Gdyby nie warjacka o Orgaza troska, jużbym cię zabiła, rajfurze­‑brahminie! Wiesz, kto Ewarysta?
— Wiem, wiem najdokładniej. Zachwycony jestem i lekceważyć nie mam zamiaru. Przeczysta dziewczyna. Z obłędu zwolniona przez miłość ziem-