ską. I dlatego właśnie musimy ratować Orgaza we dwoje. Każda godzina nader jest droga.
— Do mirtowego mojego drzewa czerwiaczek[1] się wdziera...
— Wytępić robactwo zanim zwiędną liście!
— Ziemskiemu nieszczęściu podołać nie umiesz, ty niebiańskie chuchro!
— Camera obscura jest Orgazowi twemu przeznaczona!
— Sen miałeś? Co mają oznaczać twe ciemne domysły? Proroctwo? Zmiłuj się nademną!
— Co ci wiadomo o komorze ciemnej?
— Pod grozą śmierci mam zabronione cokolwiek wspominać o jej istnieniu.
— Byłaś tam kiedy?
— Yetmeyer przestrzegał, że tam śmierć czyha.
— Wiadome ci wejście?
— Na cóż ci się przyda? Mnie pierwszą Yetmeyer do lochu wtrąci, jeżeli ci wydam ten dostęp tajemny.
— A więc odkryję wszystko czego trzeba: nie jestem saddhusem, ni hinduskim świętym. Przesławny ze mnie z Buffalo detektyw. Nad Orgazem czuwam. Od dzisiaj nad tobą opieki mojej skrzydła rozpinam. Milcz i zaufaj. Komorę popsuję.
— Kolebie się głowa.
— Ciszej, prędzej!
— W pracowni Dawida, w podłodze... zejście... pod żelazną kasą...
- ↑ Robaczek.