dają. Cera zrudziała, połyskująca. Bary kościste, nadmiernie szerokie, przy średnim wzroście. Ręce zawstydzone swoim ogromem bezwładnie zwisają poniżej kolan. Postać ciemrawa[1], przyodziana w kaftan lazurem barwiony i białym akacji kwiatem zaprószony. Biodra opasane atłasową wstęgą. Na gołych nogach szerokie meszty, jedwabne, niebieskie, obcasy złocone.
Cały się nachylił ku Ewaryście i o coś pyta, jakkolwiek głosu nie wydobywa.
Chce tanecznica na drugą przejść stronę, lecz on w drodze staje.
— Ato‑tso! Puszczaj. Na dogadywki[2] niewłaściwa pora. Do żadnych wyjaśnień, zwłaszcza w tej chwili i na tem miejscu jam nieusposobiona. Czego chcesz odemnie? Mam próbę niebawem, muszę się ubrać, gorączki dostanę, gdy po kąpieli będę tu stała. Yetmeyer z pewnością wzdycha za tobą. Ustąp się, bo krzyknę!
A chiński papież coraz to pokorniej karku ugina i twardy grzbiet łamie. Dobrotliwą łabą pogłaskał Omara. Biednemi oczkami po piersiach, po grdyce wyłechtał dziewicę. Jest zażenowana, chwyta ją drygotka[3]. Zimność skronie zgniotła, leje się po żyłach, kolące ciarki po plecach rozsyła i po pachwinach, po podniebieniu i po tchawicy, do jamy