ki. Będę się starała pogodzić ich obu. Mój taniec weselny już opracowuję. Będzie arcydzielny, zalotny, wymowny i wszystkich przekona. Przez Havemeyera dojdę do Orgaza.
— Radziłbym odwrotnie. Miłość nie jest po to, by przy jej pomocy życie porządkować. Pamiętaj namiętnie, że pantomimy prawdziwy małżonek musi „coś“ kochać, ale nigdy „kogoś“!
— Już jestem w pogoni za mojem szczęściem, nijak mi zatrzymać marzeń zapędzonych...
— Oby kolekcjoner ciebie nie pokochał, bo zaraz mu będziesz to „coś“ czy „ten problem“, a wówczas wcielona zostaniesz do zbiorów i jako okaz bezcennej przeszłości najbliższym parowcem odjedziesz na wyspę wieczystych zapomnień.
— Staruszku mam dosyć. Jesteś nader zacny. Wiem, że mię wyzwolisz od lodozwałów ziębicy palącej. Wyspę wytropisz, zbiory ludziom oddasz. Nie jesteś młody, ale za to grzmotny[1].
— Dzisiejszej nocy jeszcze mnie wspomnisz!
Ogłuszający łomot się rozlega. Domostwem targnął. Suchy trzask drzewa. Zwalonych ciężarów za-
- ↑ Rosły, silny.