Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/300

Ta strona została przepisana.

Praksedę i tymczasowo w saloniku białym panny Ewarysty na kozetce składa zranioną, omdlałą. Złamała obojczyk, ma wargi rozcięte. Trudno żądać zeznań, przynajmniej w tej chwili. Fakt pozostaje niezaprzeczony, że to ona właśnie w pracowni była zbawcy Dawida i wywołała niewyjaśnionym, jak dotąd, sposobem ów straszny wypadek.
Yetmeyer dowodzi ratunkową akcją. Swój sztab generalny z Ato­‑tso na czele koło siebie skupił, dancingowego inżyniera wezwał i dwóch mechaników. Na klucz się zamknęli w miejscu wydarzenia, straż ustawili pod obojgiem drzwiami i coś majstrują, świdrują, śrubują, piłują, heblują rozmawiając szeptem.
Kolekcjoner krąży po domu swobodnie. Jest wyzwolony z uścisków gościnnych. Właściwie go bawi ta smutna afera, która wynikła z braku przezorności lub jej nadmiaru. Szuka Omara po wszystkich kątach. Książe zbyt roztropny, by nie umiał stronić od gminnej przygody i by życie cenne walącym się domom zechciał poświęcać. Nieustannym wirem około siebie musi być znudzony, gdzieś w jakimś rogu zaszył się przezornie i śpi jak nieżywy. Havemeyera ochota spiera, by tak się kropnąć niezauważony do Ewarysty, ale tam właśnie rozgardjasz największy, lekarze, felczery przy rosyjskiej dziewce. Natomiast sposobność prawie wymarzona, by bez narażania siebie i drugich na podsłuchanie kilka słów zamienić z własnym opiekunem, z fałszowanym świętym, żebrakiem hinduskim, niby fakirem a właściwie tylko słono opłaconym, lecz nieza-