by protest nie spłowiał. Tymczasem nie łatwo wyprawę szykować w krainę nocy bez aparatów rozgrzewających, których tajemnicy nikt dotąd nie poznał i przy zachowaniu dalszej ostrożności chyba nie pozna. Na Zapomnienia śnieżystej odludni już wszystko gotowe. Połowa zbiorów niemal za dni kilka lub może nawet w niewielu godzinach przybędzie na miejsce i zawieszona czy rozłożona zostanie paradnie w „Pałacu lodowym“. Wyspa uzbrojona i okolona ratowniczym pasem min srogich, wyrodnych. Jak stado rekinów u wjazdu do portu z periskopów mruga ku nieproszonym, ciekawym przybyszom, łodzi podwodnych zaczepna flotyla. A aluminjowe jastrzębie i wrony, słynne brzegówki i albatrosy (do samych transportów służą ostatnie) umieją ponosić metalowem skrzydłem we mgły i w zadymkę, pod słońce i w nocy, i spluwać potrafią żagwiami granatów i bruić[1] pod siebie zatrutemi bomby... A kolumbryny dalekonośne, co kartaczami swego celu dopną w linji powietrznej na sześćset mil pełnych? A wyżywienia możność na miejscu, bez cudzej pomocy, bez żadnych dostaw? Te smakowite przeróbki mięsne z cielska psów morskich? Tych tysiąc włók zboża sianego na ziemi zwożonej z Egiptu, zagrzanej powietrzem czule zgęszczonem pod szklanym dachem? Mam nadto wspominać tę wierną załogę, której szczęście dałeś nieprzebywania w unarodowionych pięciu częściach świata, którą z obro-
- ↑ Wylewać pod siebie.