Wybrnęli z kawiarnianej ciżby, w mrok się wcisnęli podwieczorny i wnet dostrzegli przyłap zgrzybiałej sadyby, podparty wysmukłym cieniem Ewarysty.
— Wyjdź! pokłon oddać należy panu nowemu, który nam przybył! — oznajmił Jacinto.
— Odkąd zaniechałam oglądania ludzkich twarzy, nabyłam prawo nieczynienia pokłonu nigdy przed nikim... — sypkim, rozmnażającym się szeptem odparła zaczepkę obcego pobliża, tkwiąc wpatrzeniem wyniosłem w dali swej własnej.
— Przybysz nabywcą jest waszego domu, a zostać ma z woli osobistej ludzkości całej zbawcą! — upominał kelner-pośrednik. — Jeśli dobrą będziesz i uległą, pozwoli ci tutaj wraz z sobą pozostać.
Zaczerwienił się żarliwy płomyk cygaretki w ustach Ewarysty i widmo twarzy kobiecej, przez chwilę zalotnie skrwawionej, ujawnił. Ujrzał mr. Yetmeyer zlep czarnych włosów na czole, na uszach, szkliwo jasno-szarych, zolbrzymiałych oczu i ust sinych, wzgardliwych ścięcie zawzięte. Lewa dłoń wsparta wyzywająco na lędźwi, prawe ramię ukryte w czarnej chuście, przysłaniającej niedbale łachmany
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/31
Ta strona została przepisana.