— Będę spokojniejszy, jeśli inkwizytor na stale zamieszka w „Pałacu lodowym“.
— Zwracam uwagę, że obu najbliższych i nieodłącznych przyjaciół usuwasz. Odchodzą w odstawkę: Omar i kardynał!
— Obaj się popsuli. Widocznie fatalnie oddziałała na mich dłuższa morska podróż. Całe towarzystwo, jakie tu spotkali: Yetmeyer, Prakseda, międzynarodowe nędzne zbiegowisko, również wpływ wywarło wcale niedodatni. Zwłaszcza Don Fernando na hiszpańskiej ziemi niefortunnie shardział. Rozpoczął knowania i brudne konszachty z dancingowym zbawcą. Do porozumienia między nimi doszło cichego, tajnego. Właśnie kardynał, a nie kto inny, przeciw mnie podburzał pana Yetmeyera, do myśli okrutnych spojrzeniem ośmielał. Godzinami codzień nasz groźny grubasek przed stalugą siedział. Złapałem ich w chwili, kiedy ten dostojnik rzymskiego kościoła do amerykańskiego arcyparwenjusza niedwuznacznie mrugał. Czegóż więcej trzeba? Kota mi nawet księżulo znarowił. Kochałem portret, kosztował mię drogo; nie życzę sobie, mimo cały respekt dla arcydzieła, aby malowidła, upodobań moich najszczytniejsza chluba, brały w życiu udział. Niewinna znajomość, zawarta w New‑Yorku, urosła w Toledo do poważnego komplotu rozmiarów. Dawny ulubieniec jest dzisiaj spiskowcem, więc go wysyłam tam, dokąd zasłużył: na deportację!
— Odkryciem dla mnie, co słyszę w tej chwili.
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/314
Ta strona została przepisana.