Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/325

Ta strona została przepisana.

utarty od dawien dawna do zagmatwania miłosnych zatargów. Dancinga czuła, oficjalna para, pan Havemeyer i Ewarysta, czuwają oboje w oczekiwaniu zapowiedzianej, uprzywilejowanej, koncesjonowanej, nadużywanej na całym świecie przez wieczne amory, bezgwiezdnej północy. Odseparowani taśmą kurytarza, w swoich pokojach: czytają, palą, zbijają bąki, od ściany do ściany wśród sprzętów krążą i nadsłuchują, pragnienie gaszą i poprawiają powabne stroje.
W balowej sukni, dżetowej czarnej, pąsową różą na gorsie spiętej, wyciętej na plecach do samego pasa, z tępym bólem głowy, z cygaretką w palcach, donna Ewarysta, tuż przy samym progu swego salonu, pilnuje nadejścia hrabiego Orgaza.
Stłumione, pukanie, dijareza[1] ciszy i podłe westchnienie. Następnie za chwilę lękliwe pytanie:
— Niema Omara?
— A kto pyta?
— Mój kot ulubiony gdzieś zniknął, gdzieś przepadł. Stroskany właściciel o księcia się pyta.
— Może jest gdzieś tutaj.
— Dlaczego: może?
— Dlatego tylko, że nigdy z pewnością nic wiedzieć nie można.
— Czy wolno poszukać?
— Odzyskania zguby nie śmiem utrudniać.

— Słyszę jednakże, że pani wciąż ziewa...

  1. Przerwa.