Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/326

Ta strona została przepisana.

— A ja, że pan wzdycha...
— Stąd to pochodzi, że zbyt długo czekam, by módz z panią mówić.
— Było wcześniej przybyć. Pragnęłam bez świadków oglądnąć raz wreszcie przyszłego małżonka.
— Na takie wezwanie w całej mej ozdobie zjawiam się przed panią!
Drzwi nieznośny kwikot, zatrzasku chlaśnięcie, zadudnienie kroków na puchach dywanu.
Wyniosły, dostojny, w nieskalanym fraku, mądrze zawstydzony, głupio uśmiechnięty Havemeyer­‑Orgaz.
Na taburetach spiętrzonych z poduszek, okrągłych, wywrotnych przykładnie usiedli. Ćmią papierosy.
— No, i co będzie?
— Czekam, co mi pani powiedzieć może.
— Na żadne wyznanie nie zbiera się jakoś.
— Szczęśliwy jestem, że z urodą pani mam dzisiaj spotkanie pierwsze, utajone i przez to święte.
— Oczekuję męża, hrabiego Orgaza. Termin weseliska ustalić mamy.
— Oficjalny termin Yetmeyer wyznaczy.
— Pantomimy termin. Więc chciałam wiedzieć, czy do parady przystąpić można z wspólną jakąś treścią, czy też dopiero treść taką z parady wyławiać trzeba?
— Do czego potrzebne?
— Do mojego tańca. Do najwyższego mych