— Za niecne intrygi i groźne knowania został na wygnanie kardynał skazany.
Książe zakniaził[1] rozdzierająco, a jednak andante. Grzbiet jak dromader w dwa garby przełamał, wąsy nasrożył, kitą niedbale w półkolu machnął i ziewając o wyostrzonym pyszczkiem źle się uśmiechnął. Na ziemię zeskoczył, z polonezową zmierzając gracją do buduaru. Pary kochanków już nie uraczył ni jednem spojrzeniem. Mamrotał do siebie:
— Więc go nie zobaczę. Sam jeden zostałem. Nudy nie przetrzymam. Lecz kto mię zabije, gdy nadejdzie chwila ostatecznego życia obrzydzenia? Kardynał obiecał i byłby dotrzymał... Jednym strzałem oczu. Mam prawdziwy kłopot i troskę myślenia nad nowym sposobem samouśmiercenia. Co począć, co począć? Do kogo się zwrócić?.. Chyba do siebie, do samego siebie... Żadnej wprawy nie mam... Zaniedbałem wiedzy tak nieodzownej... Głupia afera ma jedną zaletę: znacznie ukróca możliwą mą chętkę pobytu na świecie. Ale głodny jestem na razie potężnie. Niezbyt gościnna jest Ewarysta: skandale przeżywa jeden za drugim, nimi się opycha, o mnie zapomina...
I pobiegł truchtem. Cichcem pod baldachim wsunął się do łoża rozścielonego na dwie osoby, a stamtąd jak fryga na stolik ruchomy i zastawiony delikatesami bez pardonu wskoczył, poczem dokonawszy szybkiego wyboru, z kawałkiem makowca
- ↑ Żałosny głos wydawać.