w czeluści wazy stojącej opodal, mozolnie sklejonej, cudem wydobytej z rumowisk Pompeji, bez szelestu przepadł.
— Postanowiłem mojego kota ofiarować pani. Niech tutaj zostanie, jako najlepszy i najbardziej czuły ślubny podarek.
— Dziękuję, przyjmuję. Podwójnie ja cenię każdą ofiarność, która uprzedza przymusową stratę.
— Donny kostyczność mię onieśmiela.
— Do tego zmierzam. Proszę się rozbierać po lewej stronie, gdzie pańskie leże. Pyjamy nie mam na wzrost tak wyniosły, więc radzę koszulę poniechać również, a tylko w spodniach tych najspodniejszych pod puchy rozległej kołdry się wślizgnąć. Raz, dwa, bez namysłu. Zrzuciłam sukienkę i jestem gotowa. Po prawicy pana spoczywać będę.
— Co nastąpi teraz?
— Wypijmy likieru. Ładny z pana chłopiec. Włos czarny faluje, aksamitne oczy, usta purpurowe. Proszę mi nogi gołe pokazać, tylko kołdry nie miąć. Zarostu małpiego prawie że nie ma. Stopy są wąskie. Podbicie może nieco za płaskie. Ręce wypieszczone. One jedyne posiadają wyraz, którego odnaleźć nie mogę na twarzy.
— A więc o to chodzi! Nie poszła na marne ojca Yetmeyera wywrotna nauka.
— Jeżelibym chciała, mogłabym pokochać i bez wyrazu. Piękna pańska buzia. Nie nawiedziła mię jednak ochota do kosztowania niezbadanych smaków, a to wyłącznie z tej prostej przyczyny, że wstręt
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/337
Ta strona została przepisana.