kojnie i grzecznie. Od takiej pozycji nachodzą mię zawsze najweselsze myśli.
— Pocoś mię, pocoś do siebie wpuściła?
— Pragnę cię wychować, maskę ukształtować, ze skrzepów krwi twojej wybiczowanej, zgorączkowanej kochanie powołać do mózgu, do serca, Orgaza wyraz namiętnie całować, od ciebie do tańca tylko odchodzić, a ciebie przy sobie na cały czas dziwów i marzeń radosnych usidlić, zatrzymać.
— Pshw! Co mi tam po tem, że coś ma być kiedyś! Cały dygocę, nie mogę wytrzymać. Miłości pragnę dzisiaj, zaraz, teraz...
Nader się rozrzewnił z nadmiaru likierów. Niebezpiecznie pobladł. Wylazł z pod kołdry, na brzuch się przewalił i nogami bębnił o łoża tarczę. Zanurzywszy głowę w puchach poduszki, półgłosem ślamdrał[1]. Schwyciły go wkrótce obrzydliwe mdłości.
Ewarysta szybko światła pogasiła, które jak łuczywa terakotowi wzniecili etjopi, a rozwidniła na zewnętrznej stronie zasłony z brokatu robaczki zielone, zmyślnie rozpuszczone w świętojański nastrój nocy wysztucznionej. Zagrzała mu kawę i szklankę sodowej do gardła wmusiła.
— A ja pani powiem, że wolę kokoty i że bardzo cenię tych kobiet odmiany liczne i bogate. Tam wszelkie kawały intelektualne czy sentymentalne o tyle możliwe, o ile sam sobie ułożę zabawę. Proce-
- ↑ Beczał.