nomię pańską na poły martwą, prawie konającą. Stale poszukuję uśpionych w letargu, gazem odurzonych, zachloroformowanych, zahypnotyzowanych, z rzeki wyłowionych.
Havemeyer przysiadł oparty na dłoniach rozchybotanych. Dusznej grozy ciarki biegają po karku. Pot spływa wzdłuż nosa. Dygocą wnętrzności. Na strunach głosowych trzeszczące jąkanie wiruje w gardle.
— Powiedzmy otwarcie, bez żadnych upiększeń, że pani szanowna kocha się w umarłych?
— Ja lubię trupy, szczególnie męskie.
— To nekrofilizm. To cecha wyrodna. Zbyteczny dla pani jest żywy kochanek!
— Niech pan się nie rzuca, gdy nic nie rozumie. Miałam Manuela. Tęsknota go żarła, by mógł być rycerzem. Poszukiwał walki, zręczność przeciwstawiał wszelakiej silę, mścił rozliczne gwałty. Żądzą nieskromną do niego pałałam, bo był niemądry, a ja durna byłam. Kochanek mój spotkał, jako toreador, cudnego byka, dzielnego Corcito. Manuel niezdarnie skłuł harde zwierzę, poczem sam pchnął siebie. Ja zabiłam byka z miłości do obu. Tuliłam do serca oba martwe cielska. Wskrzesić ich chciałam. Rzucałam rozpaczy najczulsze zaklęcia. Gorącem łonem wygasłe ich tętna ocucić pragnęłam. Wówczas poznałam tę rozkosz grzęzawą, tę lubież zachłanną, gdy ciało zastygłe w ramiona opada, w zaszklonych ślepiach kotłuje się próżnia, ręce bezwładne, rozkapryszone, spopielałe czoło, na ustach wrzaski boleści za-
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/344
Ta strona została przepisana.