— Panie Dawidzie, ktoś do nas się zbliża...
— Nie, to mignął gacek.
— Mam więc siebie z Orgazem na dobre skamracić[1], czyli stać się trupem pozbawionym grozy, a zachwyconym niezbyt pożądaną śmiertelną odmianą? Panie Dawidzie! to same dziwoki[2]. Należę do tych, którzy pańskie sprawki najdokładniej znają. Coś niecoś słyszałem o propagandzie gramofonowej na rzecz bożka Baala w żydowskich ghettach Pittsburga, Chicago, o kanadyjskiem głowy zawracaniu ukraińskim zbirom, o sanatorjum międzynarodowem dla wszelkich matołów czyli o suszarni mózgów nieowocnych na piachach Sahary, o radiostacji okultystycznej na Tybetu zwyżach, o palarni opjum i snów wylęgarni na dnie oceanu Spokojnego prawie, o lunatycznem oswobadzaniu złoczyńców w Guyanie, o fabrykacji — tajnej naturalnie — sztucznego srebra z rojeń obłąkanych malajskich nocy w Batawji na Jawie, o krematorjum choćby tylko samem dla rajskich ptaków, niebieskich urracas[3], dla clarin[3], tenzotli[3] i dla kanarków na Balearach.
— Frijoles, frijoles[4], drogi, zacny panie.
— A mię porównanie niestety mniej smaczne zaczyna wprost trapić, że to szarlatanizm.