śród rupieci poleżeć spokojnie i zatłuszczoną swoją dostojność wyprowadzić chciała z każdego czynu i z każdego słowa.
— Zgadzam się potulnie. Nazwijmy inaczej: myślenia rycerskość. Była nieodzowna za Torquata Tassa, doprowadziła do wypraw krzyżowych i dziś nam kulturę musi również wskrzesić, która po wojnie do piekieł wstąpiła. Myśl niepodległa i świętobliwa...
— Wyśmieje cię każdy, powie, żeś szołowierz[1].
— Potrafię wymusić... Myśl, odskrobana z pod obywatelskiej lawy frazesów, z pod pedregale[2], czyli z pod paskudnych opinji jęzorów, ona, ona tylko zdoła w człowieku świadomość wywiercić, świadomość kosmiczną, zgoła zbyteczną wszelkim manekinom, mrówczym wiercipiętom, lataczom, partaczom i innym zbiorowych wypocin mamidłom, tysiącznym wymoczkom apetytów, chwytów, rozczuleń i zgrzytów... Kosmiczna świadomość!.. Skarbiec samotnika. Nikomu dostępny i tajemniczy, jak zwyż Kordyljerów. Dłutowanie słychać... Ktoś wali, wciąż wali, młotem‑błyskawicą... niemal wyuzdanie. Czuwa i wykuwa w zadumanych chmurach, w zieleni spachniałej, na stalowej fali prawdę — olbrzyma. Nie ugniecioną przez jakichś szachrajów nibyto konieczność niby narodową, ale na marmur stężałą, zmądrzałą, zbryzgamą potem najweselszych sza-