leństw, rozpłomienioną jak flor de cacao[1], a wyczuloną jak noworodka z galaretki ciało... dziejową rolę.
— Uducha[2] cię dławi, jeszcze się ukrztusisz...
— Niepodległość kocham, abyś o tem wiedział! Jak niewolnik żyję w ojczyźnie przybranej, wśród pobratymców tamtejszych i tutaj wszędzie szarpany, podskubywany, zewsze obabrany tą bezmyślnością, która im służy, rozszwargotaną i chichotliwą. Morałów siklawą we mnie chlustają plwając wokoło cuchnącym charkotem gruźliczych patosów. Na moją chwałę wszystko się obróci! Człek niespętany, nieposkromiony ekskomuniką, czy karną ustawą, ’ naganą gazety czy orderu chwałą — spółżyję z epoką, którą sam kształtuję, szczwanym demokratom poprostu na przekór, zaś zadąsanej i rozbuchanej przyjaciół zgraj i ku wiecznej żałobie.
— Hola! Na co, po co? Co to znaczy tworzyć? Tej funkcji nie ufam. Człowiek nie do tego. Mózg umie zaledwie składać, kombinować. Musi na pierwiastkach opierać się znanych, do celów praktycznych je przystosować i opiłować, a czasem tylko nieco ryzykować. Dlaczegóż twórczości używać przesady, skoro sprawa prosta i na kompilacji to wszystko polega, co stanowi nowość? Rolę jednostki w zadaniu spostrzegam, by z pracy gromadnej wartości wyławiać, upostaciować, nieco uprzystojnić i z powro-