możliwe. Tu przypominam, co mi na myśl wchodzi, sentencję Spinozy z „Ethica“, dzieła zapomnianego: „Quae reis nihil commune inter se habent, earum una alterius causa esse non potest“[1]. A tak się rzecz miewa z „Przedśmiertnym Dancingiem“ i z lodowatą „Wyspą Zapomnienia“.
— Myli się waszeć! Sknarzyć[2] nie zamierzam, lecz pragnę udobrzyć[3] między nami zadry[4]. Cel pański przyspólny[5] moim zamiarom: obaj wykaraskać[6] musimy kulturę, która w powojenne zapadłszy wertepy, cierpi na rupturę, nędzny ma trawieniec[7] i przestrzelone wszystkie cztery łapy. Dancing czy wyspa — to tylko figury nieco odmienne tej samej ochoty. Można więc spróbować, czy ten wartogłowiec[8] (na myśli mam dancing) nie chciałby się wklepać[9] w wyspę bladolicą (twój pałac lodowy!) oraz czy ożenek konstrukcij myślowych pożycie stworzy trwałe i wzorowe? Dancing w związki wejdzie z rozpędem jurnym, wyobraźniowym, a więc i rozpłodnym, wyspa natomiast z posagiem godnym (własny dach