gandy religijnych orgij. Nie mogę już dalej odsuwać terminu. Czeka pantomima, czeka „Wesele“ i Ewarysta. A Orgaza nie ma. Ciągle jeszcze nie ma. Do Orgaza aktor przysposobiony i uzbrojony w pogotowiu stoi. Dotąd wcale nie wie, gdzie Orgaz istnienie swoje zaczyna. Na wiary ściernisku bosemi stopami twardo stanąć trzeba. Pytam wobec tego:...
— Czuję, że zadnice[1] obie przemoczyłem.
Zbawca papulaty[2] i czerwieniaty[3] naćmyrał się[4] zbytnio, jest rozkiwany, tępta[5] nogami odrewniałemi od niedogody, jak kępiak[6] na wydmie obwiesił konary sczuchranej zadumy. Rdzawe zapytanie, jak zdradliwy chechłak[7], w garści ukrywa, by je wprost w serce Orgaza‑ciaracha[8] wrzepić[9] lada chwila. Na twarzy wybrańca inactwa[10] dogląda i hatłamajki[11] z duszy mu wygania. W kałużę wstąpił, w której piłowiny[12] wielkiego gadania o wtajemniczeniu powoli toną pożółkłe, spienione.