krzyż jeden jedyny poniesie na wstępie. Tuż za nim kroczą: patryjarcha grecki wygnany z Aten przez Venizelosa i archimandryta ostatni z Odessy, emigrant, mistyk i morfinista. Za nimi popów i djaków dwie pary. Parastas odprawią w trzech punktach miasta. Ato‑tso papież i Onczidaradhe w szatach uroczystych z kolei się zjawią. Żadnych chorągwi i wieńców żadnych. Mowy wykluczone czy posępne chóry. Do ceremonji konieczne milczenie. W najbliższym szeregu pójdą delegacje. Honorowe miejsce zajmą ludożercy z pogranicza Konga, po czterech z plemienia Fan i Monbuttu, a jeden dziwak Niam‑niam[1] odmiany pod silną eskortą zbrojnych hajdamaków z pod Tarnopola i z Delatyna. Za tą przegrodą z samych dzikusów poaustrjackie kroczą burgżandarmy z pióropuszami i w białych płaszczach podbitych purpurą, poczem arcyksiąże niewiadomo który — Salwator czy Otto — pod ramię prowadzi wielkiego księcia Michajłę bez głowy oraz z drugiej strony butnego kaisera z sercem zawieszonem w woreczku na plecach. Depcą im po piętach leśne karzełki Abongo[2], Aka‑ka[2] i Batwa[2], nagie, brodate, popłakujące i marchew gryzące albo selery zupełnie surowe.
Następuje grupa cywilizowana i bardzo zmieszana. Więc przedstawiciele szmuklerskich wyrobów, fabrykant cykorji, agenci szampanów węgierskich,