— Było wcześniej zdążyć.
— Nie zdołałem jednak. Proszę wskazać drogę najkrótszą na przełaj i sprawa skończona...
— Legitymacja?
— Nie noszę przy sobie. Ale prawdę powiem skąd i kto jestem. Jam wiceminister komunikacji królestwa Sjamu.
— No to co z tego? Choćbyś ministrem nawet był samym, musisz się cofnąć, jak powiedziałem i grzecznie czekać.
— Bez legitymacji uprzejmości pańskiej nie mogę zdobyć? Posiadam przy sobie prawdziwy sjamski dowód osobisty, czyli ten oto parasol czerwony. Nie mam nazwiska, natomiast trzynasty numer w mym kraju został mi przyznany pośród nieśmiertelnych. Tę liczbę feralną odczytasz z łatwością na rączce kościanej mego parasola.
— Paszport zagraniczny, nie totem pogańskie do kroćset djabłów!
— Panie szanowny, racz się uspokoić i zadowolić tem, co posiadam!
Wręcza dokument europejskiej władzy, która się mozoli, by wygięte druty rozpiąć na wietrze i zbadać znaczek na rękojeści kozikiem wyryty. Podsekretarz stanu do woreczka sięga zwisającego na smagłej piersi i garść wieprzu chów z niej wydobywa. Gniecie jagody w dłoni kostropatej i sok granatowy gorliwie zlizuje obwisłemi wargi.
Ulicznego ładu galantom surowy zwraca parasolkę.
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/432
Ta strona została przepisana.