Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/435

Ta strona została przepisana.

— Ha, w takim razie wcale nie rozumiem, poco pan tu stoi?
— Muszę pilnować...
— Kogo i poco?
— Stojąc pilnuję stójkowych gromady, aby oni stali. Sam nic nie robiąc moralnie zmuszam żołnierzy moich, by wszystko robili, co tylko można, coby uczynić zawsze należało, gdyby policji na święcie nie było.
Podsekretarz stanu królestwa Sjamu cywilizowanej tamy nie uznaje. Ma czas wyznaczony w sądzie konkursowym i punktualnie na miejscu się zjawi Widzi w oddali szare kłęby dymu przez parowozów gardziele miotane. Przestrzeń odmierzył w milczeniu oczami od rzeki do stacji i powziął zamiar. Najbliższy dystans, wykalkulował, ...poprzez nurty Tajo. W pogardliwym cieniu pleców komisarskich porteczki zsuwa, worek z jagodami, cylinder zdejmuje, w tobołek związuje, na parasola koniuszku zawiesza i ku uciesze szpalerowej zgraji zupełnie nagi po zboczu się zsuwa niby goryl rudy. Krzyk, brawa i śmiechy. Nadbiegli stójkowi. Słychać plusk wody. Rzeka nakryła pana ministra, cylinder, parasol i dzikie jagody.
Komisarz policji jest zdenerwowany i oburzony. Czuje doskonale, że dzikus się wymknął, na swojem postawił, a nie utonie, gdyż niezawodnie wzorowo nurkuje.
Wypływa delikwent na przeciwnym brzegu, gdzie są również tłumy. Ale strzelać trzeba właśnie