zionącemi ogniem, jak tramp[1] w prawicy dzierżący rewolwer siedmiostrzałowy, repetirowy, a w lewej gaści nóż obnażony do zdzierania skóry z każdej wrogiej głowy. Spodnie wystrzępione, sflażone[2] u dołu, brudne, bose nogi... A był siarowy[3] ten Manitoo... Jak jaguar kroczył ostrożnie, na palcach, po bawełnianych, skudlonych obłokach. Widocznie się czaił, gdzieś przeciw komuś... Dosyć ma nieba i rezerwację[4] tę nadto rozległą, a wielce bezludną, odważnie opuścił. Chce zapolować na ziemskich pampasach, na zdrady padole i z teraźniejszym spotkać się człowiekiem, który zwierz najgorszy. Przeciwko niemu tak się uzbroił, przeciw rabusiowi, który jest podły, gdy głód mu doskwiera, a gdy się obucha... jeszcze jest podlejszy, zgrywa bohatera i pyszałkowate androny rzędoli[5]. Manitou kroczy, Manitou się skrada od strony fortu, zapewne od Rice albo od Yates! Człowiekowi biada! Niezwykła zasadzka nieśmiertelności przeciw doczesności, nie jakaś wyprawa... ziemska, zawadjacka, po skórki bobrowe, po żony czy konie, lecz wyraźne ślady niebiańskiego gniewu i wybuchu wojny, wyryte na ziemi... Manitou wyruszył z swojej rezerwacji! Biada człowiekowi! Manitou brodę opuścił srebrzystą, niby
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/444
Ta strona została przepisana.