Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/447

Ta strona została przepisana.
KONGRES RELIGIJNY.

W dancingowem patio już wszczęto obrady.
Cześć, cześć i sława!
Czoła i kolana pokornie schylone i zamodlone. Milczenia tyrada. Nikt nawet nie chrząka.
Lekkie wzniesienie dla przewodniczących, dla sekretarzy i komisarza. Mównica jest w kącie. Dla dyplomacji i dla dziennikarzy dwie boczne loże. Krzesełek na sali, dopożyczonych i napchanych szczelnie, gąstew nieprzebrana.
Prezesem honoru kongresowego obrany został, większością głosów i bez protestu, wielce zasłużony profesor wiedzy teozoficznej z plemienia Huhu pan Baj­‑ojjej­‑baj, zaś generalnym jego sekretarzem przezacny Mac Absurde. Prowadzą obrady i przewodniczą pobożnej zgrai Ato­‑tso papież z Onczidaradhe, z fakirem, na przemian. Przy zielonym stole, na dziś przeznaczonym do gry hazardowej w kosmiczne miłostki, komisarz rządu zasiadł skwaszony, jak korniszonek wyjęty z octu, Paolo Cymbalez.
Wszedł na trybunę Dawid Yetmeyer.
Zagaił zebranie. Jest niby pomidor nieco przejrzały, gdy pęka na słońcu i cynobrową cieczą ocieka. Asfaltuje drogę do wszechzrozumienia tematu wieczności. Zapulchnioną piąstką ugniata pulpit, jakgdyby ciasto strudlowe miesił.